[MC] Maurizio Cattelan
[AW] Aleksandra Waliszewska
MC: Widzę, że poza inspirowaniem się artystami, o których wspominałaś w
wywiadzie dla My Dance The Skull, np. Memlingiem czy Poussinem,
wydajesz się także szczególnie zainteresowana malowaniem skinheadów. W
czym jest problem?
AW: Bardzo podoba mi się styl ubierania
angielskich skinheadów z lat 70. Kiedy maluję mężczyznę, który nie jest
ani skinheadem, ani kibicem, wychodzi mi jakaś niesatysfakcjonująca
zniewieściała postać. Może powinnam spróbować z kulturystami, ale jednak
są dla mnie nieco zbyt komiczni. Pamiętam scenę z pewnego parku, gdzie
zbierali się ludzie po darmowe jedzenie Hare Kriszna. Nagle zapanowal
wśród nich popłoch, a zza drzew wybiegła grupa skinheadów. Pięknie
wyglądali na tle parku i prześwitującego przez drzewa słońca.
MC: Myślę, że mówiąc "spróbować z kulturystami" chodzi ci o to, że będą
dla ciebie pozowali. Ale, tak czy inaczej, w twoich obrazach trudno
dopatrzeć się postaci męskich. Najczęściej w centrum pojawia się
nastolatka, ktoś w rodzaju Alicji, ale ta kraina czarów jest mroczna i
dziwaczna.
AW: Mam już trochę dość mojej Alicji. Ale muszę
przyznać, że takie obrazki maluje mi się relatywnie łatwo i przyjemnie.
Trochę się utarło że jestem malarką od "małych dziewczynek w koszmarnych
sytuacjach". Teraz, kiedy namaluję dorosłą kobietę z małymi piersiami, i
tak niektórzy odbiorcy zobaczą tam Alicję.
MC: Czy coś jest
nie tak ze stereotypami? Czy uważasz że to, co krytycy mówią o twoich
pracach, i to, w jaki sposób je opisują, może być szkodliwe? Że mogłoby
to wprowadzić oglądających na fałszywy trop, wytworzyć w nich
nieadekwatne oczekiwania względem twojej twórczości?
AW:
Zapewne sam jako artysta zetknąłeś się z niejednym stereotypem. Odnoszę
wrażenie, że krytycy często boją się sztuki, bo jej nie rozumieją i nie
są w stanie jej odczuć. Aby odnaleźć się w tym obcym i złowrogim
świecie, tworzą cały system sztucznych wartości. Są twórcy, którym taka
sytuacja odpowiada i znakomicie odnajdują się, reagując na
zapotrzebowania "sceny artystycznej". Idealną sytuacją byłoby dla mnie
zniknięcie wszystkich krytyków z powierzchni ziemi i powrót do czasów
przedsalonowych.
MC: To bardzo surowe rozwiązanie. Czy w
sytuacji idealnej, o której mówisz, ktokolwiek byłby zainteresowany
sztuką poza samymi artystami?
AW: Odpowiedź na to pytanie
wydaje się o tyle łatwa, że taka sytuacja istniała już przed pojawieniem
się XIX-wiecznych salonów. Przy obecnym rozwoju Internetu i sposobów
powielania sztuki, dostęp do niej jest o wiele łatwiejszy. Z drugiej
strony, konkurencja telewizji i innych mediów na pewno zmniejsza moc
oddziaływania sztuki. Brak wsparcia ze strony krytyki sprowadziłby
zapewne artystów ponownie do poziomu rzemieślników, co teoretycznie
mogłoby sprzyjać samej sztuce. Wiele osób prawdopodobnie przestałoby się
nią zajmować.
MC: Czym zatem mieliby się zająć? Co byś im doradziła?
AW: Skoro ich motywacją dla artystycznej kariery były pieniądze, może
udałoby im się odnieść oczekiwany sukces na polu biznesu. Z tego, co
wiem, ostatnio nabardziej opłaca się otworzyć bank.
MC:
Zostawmy już wątek "końca salonu". Słyszałem wiele komentarzy i plotek
na temat twojej sztuki. Niektóre z nich wydają się sugerować, że kontakt
z twoimi pracami może być dla niektórych osób szkodliwy. Czy adresujesz
swoje obrazy do konkretnego odbiorcy?
AW: Przede wszystkim,
maluję dla samej siebie. Nie mam zamiaru nikogo szokować. Jeśli już, to
chciałabym być może kogoś przygnębić.
MC: Skąd pomysł, żeby przygnębiać ludzi? Jesteś mizantropką?
AW: Lubię pojedyncze osoby. Przerażają mnie tłumy..
MC: Czy są zagraniczni lub polscy artyści, z którymi chciałabyś współpracować, mieć wspólną wystawę, etc.?
AW: Ogólnie rzecz biorąc, nie uważam robienia wystaw za zbyt
ekscytujące. Ale lubię publikować prace, np. w antologiach Frederic
Magazine wydawanych przez grupę moich francuskich znajomych.
Interesujące nazwiska pojawiają się również w publikacjach United Dead
Artists, kolejnej oficyny, z którą współpracuję. Tak czy inaczej, nie ma
jednego artysty-idola, do którego się odnoszę. Być może, są osoby,
których wystawy z chęcią bym zobaczyła, ale nie odczuwam konieczności
wspólnego wystawiania. Myślę, że najwięcej przyjemności sprawiają mi
indywidualne wystawy i publikacje. Niedawno, bardzo silne wrażenie
wywarły na mnie ilustracje do Apokalipsy XVII-wiecznego polskiego
artysty Jana Ziarnki. Zrobiłam serię obrazów inspirowanych jego
skomplikowanymi dziełami. Jest to zapomniana postać, pomyślałam więc że
dobrym pomysłem byłoby przypomnienie jego twórczości poprzez
zorganizowanie wystawy, prezentującej oryginały i moje interpretacje.
MC: Wspominasz renesansowych malarzy, twierdzisz, że jesteś zakochana w
drzeworytach o tematyce apokaliptycznej. Czy mamy zatem wyciągać z tego
wniosek, że świadomie i ostatecznie odrzucasz współczesność?
AW: Czczę sztukę renesansu, ale inspirują mnie również pewne elementy
tego, co się dzieje teraz. Niedawno namalowałam cykl inspirowany masakrą
na norweskiej wyspie Utoya. Myślę, że wynika to trochę z romantycznej
chęci odnalezienia "wielkiego tematu" w teraźniejszości. W tym punkcie
łączą się moje fascynacje zarówno obrazami sądu ostatecznego Memlinga,
jak i japońskimi filmami grozy.
MC: Po co cała ta masakra i rozlew krwi? Nie wierzysz w zwycięstwo rozumu i wrodzonego dobra?
AW: Pewnie. Oczami wyobraźni widzę korowody szczęśliwych istot: ludzie z
tygrysami i barankami, obejmujący się w nieskończonym tańcu radości i
słodyczy. Moja przestrzegająca przed złem sztuka pozwala tylko na
szybsze nadejście tego czasu.
[MC] Maurizio Cattelan
[AW] Aleksandra Waliszewska
MC: Widzę, że poza inspirowaniem się artystami, o których wspominałaś w
wywiadzie dla My Dance The Skull, np. Memlingiem czy Poussinem,
wydajesz się także szczególnie zainteresowana malowaniem skinheadów. W
czym jest problem?
AW: Bardzo podoba mi się styl ubierania
angielskich skinheadów z lat 70. Kiedy maluję mężczyznę, który nie jest
ani skinheadem, ani kibicem, wychodzi mi jakaś niesatysfakcjonująca
zniewieściała postać. Może powinnam spróbować z kulturystami, ale jednak
są dla mnie nieco zbyt komiczni. Pamiętam scenę z pewnego parku, gdzie
zbierali się ludzie po darmowe jedzenie Hare Kriszna. Nagle zapanowal
wśród nich popłoch, a zza drzew wybiegła grupa skinheadów. Pięknie
wyglądali na tle parku i prześwitującego przez drzewa słońca.
MC: Myślę, że mówiąc "spróbować z kulturystami" chodzi ci o to, że będą
dla ciebie pozowali. Ale, tak czy inaczej, w twoich obrazach trudno
dopatrzeć się postaci męskich. Najczęściej w centrum pojawia się
nastolatka, ktoś w rodzaju Alicji, ale ta kraina czarów jest mroczna i
dziwaczna.
AW: Mam już trochę dość mojej Alicji. Ale muszę
przyznać, że takie obrazki maluje mi się relatywnie łatwo i przyjemnie.
Trochę się utarło że jestem malarką od "małych dziewczynek w koszmarnych
sytuacjach". Teraz, kiedy namaluję dorosłą kobietę z małymi piersiami, i
tak niektórzy odbiorcy zobaczą tam Alicję.
MC: Czy coś jest
nie tak ze stereotypami? Czy uważasz że to, co krytycy mówią o twoich
pracach, i to, w jaki sposób je opisują, może być szkodliwe? Że mogłoby
to wprowadzić oglądających na fałszywy trop, wytworzyć w nich
nieadekwatne oczekiwania względem twojej twórczości?
AW:
Zapewne sam jako artysta zetknąłeś się z niejednym stereotypem. Odnoszę
wrażenie, że krytycy często boją się sztuki, bo jej nie rozumieją i nie
są w stanie jej odczuć. Aby odnaleźć się w tym obcym i złowrogim
świecie, tworzą cały system sztucznych wartości. Są twórcy, którym taka
sytuacja odpowiada i znakomicie odnajdują się, reagując na
zapotrzebowania "sceny artystycznej". Idealną sytuacją byłoby dla mnie
zniknięcie wszystkich krytyków z powierzchni ziemi i powrót do czasów
przedsalonowych.
MC: To bardzo surowe rozwiązanie. Czy w
sytuacji idealnej, o której mówisz, ktokolwiek byłby zainteresowany
sztuką poza samymi artystami?
AW: Odpowiedź na to pytanie
wydaje się o tyle łatwa, że taka sytuacja istniała już przed pojawieniem
się XIX-wiecznych salonów. Przy obecnym rozwoju Internetu i sposobów
powielania sztuki, dostęp do niej jest o wiele łatwiejszy. Z drugiej
strony, konkurencja telewizji i innych mediów na pewno zmniejsza moc
oddziaływania sztuki. Brak wsparcia ze strony krytyki sprowadziłby
zapewne artystów ponownie do poziomu rzemieślników, co teoretycznie
mogłoby sprzyjać samej sztuce. Wiele osób prawdopodobnie przestałoby się
nią zajmować.
MC: Czym zatem mieliby się zająć? Co byś im doradziła?
AW: Skoro ich motywacją dla artystycznej kariery były pieniądze, może
udałoby im się odnieść oczekiwany sukces na polu biznesu. Z tego, co
wiem, ostatnio nabardziej opłaca się otworzyć bank.
MC:
Zostawmy już wątek "końca salonu". Słyszałem wiele komentarzy i plotek
na temat twojej sztuki. Niektóre z nich wydają się sugerować, że kontakt
z twoimi pracami może być dla niektórych osób szkodliwy. Czy adresujesz
swoje obrazy do konkretnego odbiorcy?
AW: Przede wszystkim,
maluję dla samej siebie. Nie mam zamiaru nikogo szokować. Jeśli już, to
chciałabym być może kogoś przygnębić.
MC: Skąd pomysł, żeby przygnębiać ludzi? Jesteś mizantropką?
AW: Lubię pojedyncze osoby. Przerażają mnie tłumy..
MC: Czy są zagraniczni lub polscy artyści, z którymi chciałabyś współpracować, mieć wspólną wystawę, etc.?
AW: Ogólnie rzecz biorąc, nie uważam robienia wystaw za zbyt
ekscytujące. Ale lubię publikować prace, np. w antologiach Frederic
Magazine wydawanych przez grupę moich francuskich znajomych.
Interesujące nazwiska pojawiają się również w publikacjach United Dead
Artists, kolejnej oficyny, z którą współpracuję. Tak czy inaczej, nie ma
jednego artysty-idola, do którego się odnoszę. Być może, są osoby,
których wystawy z chęcią bym zobaczyła, ale nie odczuwam konieczności
wspólnego wystawiania. Myślę, że najwięcej przyjemności sprawiają mi
indywidualne wystawy i publikacje. Niedawno, bardzo silne wrażenie
wywarły na mnie ilustracje do Apokalipsy XVII-wiecznego polskiego
artysty Jana Ziarnki. Zrobiłam serię obrazów inspirowanych jego
skomplikowanymi dziełami. Jest to zapomniana postać, pomyślałam więc że
dobrym pomysłem byłoby przypomnienie jego twórczości poprzez
zorganizowanie wystawy, prezentującej oryginały i moje interpretacje.
MC: Wspominasz renesansowych malarzy, twierdzisz, że jesteś zakochana w
drzeworytach o tematyce apokaliptycznej. Czy mamy zatem wyciągać z tego
wniosek, że świadomie i ostatecznie odrzucasz współczesność?
AW: Czczę sztukę renesansu, ale inspirują mnie również pewne elementy
tego, co się dzieje teraz. Niedawno namalowałam cykl inspirowany masakrą
na norweskiej wyspie Utoya. Myślę, że wynika to trochę z romantycznej
chęci odnalezienia "wielkiego tematu" w teraźniejszości. W tym punkcie
łączą się moje fascynacje zarówno obrazami sądu ostatecznego Memlinga,
jak i japońskimi filmami grozy.
MC: Po co cała ta masakra i rozlew krwi? Nie wierzysz w zwycięstwo rozumu i wrodzonego dobra?
AW: Pewnie. Oczami wyobraźni widzę korowody szczęśliwych istot: ludzie z
tygrysami i barankami, obejmujący się w nieskończonym tańcu radości i
słodyczy. Moja przestrzegająca przed złem sztuka pozwala tylko na
szybsze nadejście tego czasu.
tłum. Jacek Staniszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz